niedziela, 2 sierpnia 2015

Od Verenaha CD Destiny

    Otoczyła mnie zupełna ciemność, zupełnie jakbym wypadł ze świata światłem i radością spowitego, i trafił do jeziora mroku, gęstej smoły, która powoli lecz nieuchronnie pochłania mnie. Leżałem bez ruchu, a do moich uszu dochodził jedynie stłumiony dźwięk spływającej po skałach wody. Miałem nieznikające uczucie, jakby ktoś, lub coś cały czas mnie obserwowało. Ale tak nie mogło być. 'Jestem tu sam... prawda?'
    Otworzyłem oczy, a przed nimi nie pojawiło się nic, o czego istnieniu już wcześniej nie wiedziałem. Ponownie odczułem uczucie strachu i usłyszałem na ułamek sekundy przyśpieszające tętno w moich żyłach. Rozejrzałem się dla całkowitej pewności. 'Nigdzie nie ma wyjścia, jestem w pułapce.' Powoli poderwałem swoje łapy ku górze, wykorzystując tym samym prawie całą swoją energię. Uświadomiłem sobie, że jestem u skraju sił, rany na moim ciele boleśnie pulsują, a do tego nie pamiętam nic, co mogłoby naprowadzić mnie na to, co właściwie się stało... 'Dlaczego się tu znalazłem, i jak się tutaj dostałem?' Znów zamknąłem oczy po czym wziąłem porządny oddech, który przeciągałem w czasie przez następne kilka sekund, by po chwili całe zebrane powietrze wypuścić ze swoich płuc z równą dokładnością. Tętno wróciło do normy, uspokoiłem się. Przede mną mignęło jasne światło, jakby świetliki, choć zbyt szybkie na te owady. Para złotych oczu zniknęła w ciemności bym po chwili mógł usłyszeć przed sobą echo siadającego na mokrej skale ptaka. Ponownie ujrzałem parę wpatrzonych we mnie złotych ślepi należących do rosłego kruka. Otworzyłem pysk, lecz nie wydobyła się z niego ani jedna głoska. Zamiast tego poczułem, jakby ciemność zaczęła mnie przytłaczać, łapać i ściskać rany skryte między źdźbłami mej sierści. Słyszałem szepty w mojej głowie, choć nikt się nie odzywał. Do kruczych oczu po chwili dołączyły kolejne, a mrok coraz bardziej mnie pochłaniał. Znajdowałem się w nicości, w obecności żądnych mej sierści ptaków, lecz nie prawdziwych... chyba. Już nic nie jest pewne. Usłyszałem krzyk, przerażający odgłos dziesiątek kruków dopingujących mojego mrocznego oprawcę, znów nastała ciemność, lecz już nie ta sama. Utrafiłem przytomność, a jedyne, co zapamiętałem był ogłuszający wrzask kruków uczucie powietrza poruszanego radosnym łopotaniem ich skrzydeł, a także znów przyśpieszone do granic tętno.
    Moje powieki ponownie podniosły się, lecz prędko znów uciekłem do ciemności zamkniętych oczu oślepiony parzącym moje źrenice światłem słońca. 'Może to był tylko sen?' Ale nie łatwo w takiej sytuacji wytłumaczyć faktu iż jestem w miejscu, w którym nigdy wcześniej nie byłem, a moje ciało wciąż pokryte jest rozszarpanymi ranami, choć te próbują nieudolnie się zabliźnić, wciąż sączy się z nich krew. 'Moja rodzina nie żyje.' Stwierdziłem w myślach. Nie ma na to żadnego dowodu, moja pamięć jest niepełna, kulawa, jakby spora część mojego życia została mi odebrana. Mimo to wiedziałem, czułem w głębi swej zranionej duszy, że jestem ostatnim wilkiem mojego rodu. Rodu złotej krwi wilków Eteru. Verenah złotej krwi, następca Hormovala, brat Lumen i syn Daxtrall, a jednocześnie Al Sah Him - spadkobierca demona, pochłonięty przez mrok, lecz wskrzeszony. Naznaczony przez Złotooką Radę Kruków, stracony, lecz żywy.
    Nie wiem, kto i dlaczego mnie uratował... nie mam z reszta nawet pewności, czy aby sam się nie uratowałem. Wilki naznaczone piętnem Złotookich często zdobywają nowe zdolności, choć za cenę pełności swej krwi. Wstałem i znów otworzyłem oczy by po chwili ruszyć wraz z wiatrem przed siebie.

* * *

Wadera pojawiła się przede mną w niecały ułamek sekundy, zupełnie jakby specjalnie dla niej stanął czas, by mogła podejść do mnie i przyjrzeć się mi z bliska nim zrobię to przed nią.
- Verenah - przedstawiłem się po krótkim oddechu.
<Destiny?>